Wonderwoman psychoterapii

15 października 0 Comments

Obrazek pochodzi stąd

Dzisiaj pomyślałam, że powinnam nadrobić jeden znaczący temat. Ponieważ napisałam, że co prawda nie studiuję prawa, ale uprawiam zawód chwalebny, poważany i wzbudzający lęk oraz podziw (lubię tak myśleć, choć to całkiem nieprawda), czyli że param się psychoterapią. Ogólnie jest w tym mało śmiechu i dużo odpowiedzialności, ale jeden element całego procesu psychoterapeutycznego może być i trochę publiczny i całkiem śmieszny. 

A mianowicie sam psychoterapeuta. Lubię myśleć, że pacjenci czasem ze mnie się śmieją i oczywiście najbardziej lubię sama się z siebie śmiać. Byle nie za głośno i nie za długo. I tutaj dochodzę do sedna wstępu, czyli do moich niesamowitych umiejętności terapeutycznych. Wśród nich najbardziej cenię sobie trzy supermoce, z których jedna jest tak unikalna, że śmiem twierdzić iż jestem jedyną osobą w tej branży, która ją posiadła (wiadomo, że opiszę ją dopiero na końcu, żeby na pięcie urosło coś). 

Po pierwsze wyjątkowa pamięć. Tak, totalnie jak u Freuda, tylko takiego z wybiórczym Alzheimerem. Czyli, że jak pacjent coś mi opowiedział pięć lat temu to ja to prawie na pewno sobie przypomnę w odpowiednim momencie, znam imiona jego całej rodziny, nawet jeśli o babci Anagramatyce wspomniał tylko raz, w okolicy Matki Boskiej Zielnej trzy zimy temu. Potrafię też powtórzyć ostatnie kilka wątków, miksować je i zestawiać jak didżej roku. 

Dodatkowo pamiętam wszystkie nietypowe słowa, nawet po jednorazowym zasłyszeniu. Do moich ulubionych należą: paralela, permanentny, pauperyzacja i prestydygitator. Niestety nie pamiętam, czy ktoś mi zapłacił za sesję, a w domu potrafię sześć razy z rzędu otwierać lodówkę, żeby w końcu wyjąć właściwą rzecz. Myszowilk pewnie jeszcze dorzuciłby tu długą listę rzeczy, który nie robię, bo zapominam, a o których nie napiszę, bo są żenujące. 



Zawsze za to obiecuję solenną poprawę, tylko czasem zapominam, co mam poprawić. I nie wiem, czy Myszowilk wolałby, żebym jednak pamiętała, co obiecałam, czy raczej żebym nie pamiętała, że kapę na łóżko, w której Gapa ostatnio wygryzła dziurę wielkości talerza i którą opłakiwałam łzami wielkimi jak grochy, dostałam od mamy 4 lata temu. 

Druga supermoc to umiejętność wyglądania, ale nie że wyglądania przez okno, czy też jakoś szczególnie atrakcyjnie. Ja umiem wyglądać inteligentnie. Co prawda mam do tego taki specjalny gadżet w postaci okularów, które dodają średnio 10 IQ na każde oko, ale przecież liczy się efekt. Zdolność tą nabyłam jeszcze na studiach, gdzie nauczono wcześniej mnie dostrzegać analogie. Na przykład pomiędzy studentem i psem. W czym są podobni? Ano jedno i drugie, jak mu się zada pytanie, to tak mądrze patrzy. 

No i teraz werble, czerwony dywan, fanfary i fanfarony. Moją największą supermocą jest: umiejętność-ziewania-bez-otwierania-ust-i-zamykania-oczu. Tak! Jestem ninją ziewania, bezszelestnego, nie dającego się wychwycić, niczym Benek skradający się do śmietnika. 


Dziękuję za aplauz. Doceniam, niemal słyszę te westchnięcia podziwu i zaskoczenia. A teraz przestajemy ziewać - bo i tak Wam nie wyjdzie.

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: