Arabit i awaria prądu

14 października 0 Comments


Ja to generalnie chodzę do pracy, żeby się nie nudzić. Nie to, że jakoś szczególnie jestem podatna na nudę, bo przecież inteligencja mi nie pozwala zaznawać tego stanu zbyt długo, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że im człowiek ma więcej zajęć, tym ma więcej czasu i postanowiłam to przetestować.

A z tych testów to wyszło tak, że trafiłam do najfajniejszego biura w Szczecinie, gdzie do CV trzeba dołączać zaświadczenie od lekarza psychiatry, że ma się coś nie tak pod czapką. No i mnie przyjęli od razu i bez gadania - wiadomo. Miłość od pierwszego wejrzenia.

Wszyscy w biurze mamy bardzo jasne przekonania dotyczące pracy.  A mianowicie, że pracowanie w pracy jest kompletnie bez sensu. Dlatego też jesteśmy najbardziej kreatywnym teamem na świecie. Robimy wszystko super szybko, żeby mieć jak najwięcej czasu na pajacowanie. A że dzisiaj wyłączyli prąd to właśnie rozpoczął się festiwal wspaniałych pomysłów, rozkoszy intelektualnych i werbalnych, czyli że konkretnie to cyrk na kółkach. 



To nie jest tak, że my działamy tylko i wyłącznie, gdy nie ma prądu, bo na przykład rano podczas obowiązkowej prasówki nowa koleżanka o imieniu jak kwiat i nazwisku jak drzewo (no nie może się dziewczyna zdecydować) to znalazła bardzo ciekawy wywiad z bardzo poważnej gazety o rolniku, który miał skarb na polu. Skarb to nie byle jaki, bo arabskie monety. Teraz Pan rolnik ma tylko dziurę, bo archeolodzy mu wszystko zabrali. 

Ci archeolodzy to jednak niebezpieczna grupa i teraz wiem, że trzeba na nich bardzo uważać, bo przychodzą, kopią i zabierają zanim człowiek zdąży zareagować. Bardziej jednak zmartwiło nas, że te znalezione monety są arabskie. Bo wiadomo, teraz ta sprawa z imigrantami, co biorą odwet za wszystkie krucjaty chrześcijańskie, więc te monety to bardzo podejrzana sprawa. Oni je przecież mogli tam zakopać dla przyszłych pokoleń najeźdźców. I one sobie leżały w ziemi i czymś promieniowały zatruwając okoliczne umysły. A Szef to nawet powiedział, że wie czym, bo on jest znakomitym znawcą chemii, historii i innych rzeczy na h i ch.

Więc my wszyscy w skupieniu czekamy, aż nam wyjaśni. A on się napawa, bo my go bardzo rzadko słuchamy w skupieniu. Tak po prawdzie, to w ogóle rzadko go słuchamy. No i w końcu nam mówi, że te monety to najpewniej promieniują... arabitem. Kolejna zagadka ludzkości wyjaśniona! No, ale potem Szef wychodzi i wyłączają nam ten prąd, co może mieć związek z arabitem, bo przecież Ci archeolodzy to ze Szczecina byli i zapewne monety teraz tutaj promieniują, więc nasz koniec rychły i zagłada umysłów nadchodzi. 

Na szczęście my jesteśmy zupełnie bezpieczni, bo umysłów nie mamy. Na wypadek jednak, gdyby ten koniec świata nastąpił, postanawiamy wykorzystać czas bez prądu na hulanki i swawole. Zaczynamy od przeglądu gier na smartfony i najbardziej podoba nam się taka, co trzeba chodzić kotem, co jak się źle go puka to on się przewraca. Więc chodzimy tym kotem na zmianę. Ale kolega Mateusz wyśrubował taki wynik, że niestety szybko nam się nudzi ponoszenie kocich porażek.

Potem robimy Wielką Pardubicką na krzesłach biurowych, masaż stóp poprzez kopanie w podeszwy i jeździmy resorakami robiąc „wrrrrrrrrum”. Dennis wpada jeszcze na pomysł poczytania komiksów, które Szef przytargał do biura na wypadek, gdybyśmy chcieli się dokształcić literacko. Ale przywożą obiad i wiadomo, są rzeczy ważne i ważniejsze, a w piramidzie potrzeb jednak jedzenie jest o wiele wyżej, niż komiks o Thorgalu. 


Po jedzeniu to już nam się nie chce pajacować, więc postanawiamy zadzwonić do Szefa, żeby włączył prąd, ale jakoś nie chce i za karę każe nam iść pracować do domów. A to jest bardzo nie fair, bo w domu jest dużo pracy i obowiązków. No ale jak mus, to mus. 

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: