Jak zostać samicą alfa

17 listopada 0 Comments


Wychowanie psa to nie jest taka prosta sprawa. Oczywiście może być tak, że nie jest prosta tylko dla mnie, gdyż mogę być nosicielką pewnej cechy, która to utrudnia całą sprawę, a którą można określić jako odpowiedzialność. Choć całkiem prawdopodobne, że ktoś z odpowiednią perspektywą nazwałby ją raczej nadopiekuńczością. Na całe szczęście Myszowilk też jest nosicielką takich cech, że generalnie psy to nas nie słuchają, a przynajmniej słuchają bardzo wybiórczo, a właściwie tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wypowiadamy jedno z czterech magicznych słów. A brzmią one: śniadanie, obiad, kolacja i spacer. Dokładnie w tej kolejności. 

W każdym razie jakoś nam raźniej, kiedy wiemy, że obie jesteśmy urodzonymi paniami lasu i zwierzyny, która słucha nas zawsze wtedy, gdy chce, no chyba że nie słucha, bo udaje, że nie słyszy, gdyż jest bardzo zajęta polowaniem na stary makaron, który leży koło śmietnika. Ale wiadomo, odpowiedzialność to jednak jest moja cecha dominująca, więc namówiłam Myszowilka na jedyne stosowne rozwiązanie naszego problemu rozpieszczonych, kudłatych dzieci, czyli szkolenie. 

Dzisiaj każdy, kto kocha kudłatą mendę musi się zmierzyć, z tym, że nie powinien być dla psa właścicielem, a przewodnikiem po tym dzikim świecie pełnym dziwnych ludzi. Dlatego po dość odpowiednim przetentegowaniu w głowie (które polegało na obliczeniu, ile mniej piw wypijemy przez koszt szkolenia.), zgłosiłyśmy się do Psiej Farmy. Oficjalnie to szkolenie to jest dla psów, no ale wiadomo psy uczą się szybko i myślę, że wystarczyło by im kilka spotkań. Gorzej z ludźmi. Ludzie uczą się długo, bardzo długo, właściwie to całe życie. 

No i tak minęły ciepłe dni, przyszła jesień, drugi pies awansował w tempie Usaina Bolta i osiągnął poziom mistrzostwa treningowego pozwalającego mu przejść do klasy, w której ćwiczy się w terenie. Podobnie jak Gapa, Benek zastosował na szkoleniu dokładnie tą samą metodę wojny podjazdowej. Czyli, że wchodzimy na wybieg dla psów, gdzie pod czujnym okiem pani trener robimy te wszystkie siad i waruj i równaj i Benek jest absolutnym mistrzem każdego ćwiczenia. 
On to naprawdę uwielbia, jest super grzeczny, wszyscy go chwalą i robią dużo „och” i „ach” i „o jaki słodki i mądry piesek”. Do tego gratisowo wpieprza parówki.

Tymczasem wystarczy, że pani psia trenerka się odwróci, a Benek natychmiast zaniechuje swojego kujońskiego wcielenia i patrzy na z tą łobuzerską miną, która powoduje we mnie przekonanie, że gdyby mógł wyciągnął by łapę i pokazał mi faka. Ale nie ze mną te numery gówniaku, bo ja już byłam na takim szkoleniu z Gapą, która ciągnęła na smyczy tak, że tylko cudem nie zgubiłam zębów na którymś chodniku, a kiedy mówiłam o tym pani trener to brała smycz a Gapa chodziła jej idealnie przy nodze, niezależnie od warunków. Tylko miałam takie dziwne wrażenie, że przy okazji puszczała do mnie oko. 

Właśnie dzięki tym doświadczeniom wiem, że tak naprawdę to na szkoleniu pies mi jedynie towarzyszę, a szkolę się ja i szkolę się moi drodzy na samicę alfa. Na przewodnika moich psów, w którego będą wpatrzone jak w skrzyżowanie kurczaka wolno przypiekanego w piekarniku z piszczącą piłeczką. Aby tego dokonać pilnie obserwuję panią trenerkę, którą można by umieścić w Sevres pod Paryżem, jako wzór samicy alfa. Pewnie się zastanawiacie, jak zostać taką samicą, albo chociaż trochę podobną? 

No to jest całkiem proste, prawie tak prost jak zbudowanie rakiety kosmicznej. A jak się ma moje cechy charakteru to tak proste, jak zbudowanie rakiety kosmicznej z kredek Bambino i rurek z kremem. Wystarczy podczas mówienia wzbudzać taki respekt, że jak się wyda komendę siad, to siadają wszystkie psy, połowa ludzi w grupie i okoliczne ptactwo. Po drugie jak w okolicy pojawia się pies rasy seryjny morderca, któremu z mordy wystaje noga yorka i resztki krokodyla, to trzeba na niego spojrzeć tak, że zapiszczy i przewróci się na plecy, żeby mu wymyziać brzunio. Po trzecie wreszcie trzeba umieć samotnie przegonić stado dzików podczas gdy wszyscy ludzie z grupy ćwiczeniowej próbują odkryć w sobie ewolucyjną zdolność do chodzenia po drzewach, co jest dosyć trudne zważywszy na to, że psy ciągną ich do lasu. Oczywiście tego po przeciwnej stronie dzików. No może poza tym jednym małym terierem o imieniu Frodo, który chciał akurat te dziki wsunąć na podwieczorek. 

Ja w swojej drodze do stania się samicą alfa jestem na etapie wzbudzania respektu u swoich czworonogów za pomocą głosu. No może przesadziłam z tym respektem, chciałabym, żeby chociaż na mnie spojrzały, jak do nich mówię. A dziś na popołudniowym spacerze miałam po temu wyjątkową okazję. Otóż pies numer dwa spotkał psa sąsiadów i tak doskonale się z nim bawił, że udało mu się zawiązać z własnej smyczy na swoich łapach węzeł ratowniczy. Dzięki temu podczas próby wykonania ataku pozorowanego na sąsiada wykonał podwójnego Rittbergera i glebnął na żwir tak zamaszyście, że ponoć w Nowej Zelandii zatrzęsła się ziemia. 



W obawie przed dalszymi konsekwencjami wypuściłam z rąk smycz umożliwiając Benkowi wyplątanie się i jak się okazało także długą i pełną radości pogoń za psim kumplem. Oczywiście w międzyczasie testowałam siłę mojego głosu, ale pies numer dwa tylko przyspieszył, natomiast pies numer jeden ziewnął i usiadł zdegustowany. No ma się tę moc. Na szczęście po krótkich poszukiwaniach pies numer dwa odnalazł się na sąsiedniej ulicy, stał na środku i gapił się w asfalt. 

To trochę smutne, że samica prawie-alfa go nie zatrzymała, za to zupełnie płaski szczur tak. Ech… 

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: