Mistrzostwo świata i nic mnie już nie zdziwi

30 sierpnia 2 Comments


Dzisiaj jest taki dzień, że ja muszę bardzo udawać, że się cieszę. Oj bardzo muszę udawać, no bo kto by się cieszył z pierwszego dnia w pracy po urlopie, gdzie wszyscy tak bardzo za tobą tęsknili i ronili krokodyle łzy nad pustym biurkiem, które przez blisko tydzień czasu przypominało im o tym, że oni muszą siedzieć w biurze i robić te wszystkie straszne rzeczy, nazywane pracą. I za każdym razem patrząc na puste biurko musieli sobie wyobrażać, że ja w tym czasie tylko drinki z palemką, opalanie, relaks, rozpusta i zabawa. I codziennie mi pisali, jak bardzo ta tęsknota im doskwiera i że w sumie to jeśli ja akurat nic nie robię i piję kawę to czemu nie mogę robić tego w biurze, gdzie przecież wszyscy nic nie robią i piją kawę. Naturalnie dla większej jeszcze tęsknoty wysyłałam im zdjęcia z mojego urlopu z łopatą i rumianymi jabłkami na tle mojej własnej działki. Z przyczyn dość jasnych pominęłam udokumentowanie potu, ugryzień komarów i zgniłej woni tych jabłuszek, co zaginęły w trawie i trzeba je wyzbierać, choć grawitacja boleśnie daje znać, że człowiek taki jak ja to jednak nie nadaje się do aktywności fizycznej, a w szczególności do prac ziemno-ogrodniczych. Zdjęć ze Urzędu Miasta też nie wysyłałam, bo to już by była zazdrość okrutna, że ja w takiej zacnej instytucji mogę sobie przebywać, kiedy oni opalają się w blasku monitorów. 

Niestety czas ten minął bezpowrotnie i oto jestem z powrotem w cudownym ogrodzie kreatywności, spełniania zawodowych marzeń i pięcia się po drabinie awansu do samego nieba, gdzie cherubinki sypią dolarami i śpiewają peany, a redaktorzy z Forbesa tupią nie mogąc doczekać się wywiadu. Przeglądam Facebooka i udaję, że się cieszę. I to wszystko wychodzi mi naprawdę doskonale, dopóki nie dzwoni klient. Ta praca naprawdę byłaby fajna, gdyby nie klienci. Oczywiście wszystkich kocham miłością bezgraniczną i lojalną jak pies ze schroniska, nie mniej jednak ciężko mi tak odrywać się od pracy. Przecież te wszystkie filmiki z sierściuchami, co pakują sześć piłek do mordy, albo próbują przejść przez bardzo wąski otwór z patykiem same się nie obejrzą. No, ale nic, trzeba jakoś to pogodzić i odebrać ten telefon. Tylko nie przy pierwszym sygnale, bo po pierwsze należy się odpowiednio psychodelicznie nastawić do rozmowy. Po drugie, klient musi wiedzieć, że ja jestem absolutnie i totalnie zajęta, a wszystko co dla niego zrobię tak szybko i wspaniale, to tylko dlatego, że ja go kocham, szanuję i jest on moim ulubionym klientem EVER!




Wdech, wydech, redukcja ataku paniki. Odbieram. Och, ach, dzień dobry, jak wspaniale, jak cudownie, tak, logo, cieszę się niezmiernie. Czyli, że projekt się podoba? Aha, ale jednak w znaku jest kwadrat, a kwadraty są też w innym znaku i że on tak nie może być. A strzałkę to milimetr w lewo i trochę tak ją wygiąć i żeby koniecznie była czerwona, ewentualnie taki bladosinokoperkowy róż. Oczywiście, zrobi się. Żaden problem. I żeby jeszcze tam pełna nazwa firmy była w tym znaku. Żaden problem, a jaka ta nazwa? Yhm, to ja sobie zapiszę: „Fabryka uszczelek od cyncyklatora do lewego przyczłapu bulgotnicy w Chrzęszczewicach”. Naturalnie. Bardzo nośna. Sam pan wymyślił? 

A potem Szef pyta, czy ktoś wie, co to jest faplet, bo klient akurat chce taki zamówić. I my oczywiście wiemy, bo my w ogóle wiemy wszystko, ale jeśli to dotyczy skojarzeń z seksem to jesteśmy w tym najpierwsi, złoci medaliści z Rio i aktualni rekordziści świata. A jeśli ktoś jest nie w temacie to ja już śpieszę z wytłumaczeniem. FAP to filtr cząstek stałych w Dieslach oraz wyraz dźwiękonaśladowczy pochodzący z języka angielskiego a odnoszący się do intymnej czynności, która pogłębia zażyłą relację między dłonią a częścią ciała napawającą mężczyzn bezgraniczną dumą, innymi słowy do wspierania trębacza, czy też bardziej kolokwialnie i nacjonalistycznie: walenia Niemca po kasku.

Każdy ma jakieś wyjątkowe zdolności, no a akurat nam się dostała od matki natury taka, że jesteśmy mistrzami asocjacjach i konotacjach dotyczących szeroko pojętej tematyki rozmnażania ludzi i pieniędzy. Może poza Dennisem, który jeszcze trenuje w tej dyscyplinie i na razie jest tylko w pierwszej dziesiątce światowego rankingu, gdyż prawie zawsze w sytuacjach natychmiastowego i jakże oczywistego skojarzenia mówi: „o matko”. I nas to trochę martwi, ale nie wnikamy, tylko edukujemy.  Jeszcze będą z niego ludzie. A stara się bardzo, bo jak Szef zapytał o ten faplet to właśnie Dennis jako pierwszy wyszukał takie urządzenie w Internetach. Szef zadowolony poszedł dzwonić do Chin w celu zamówienia pierwszego kontenera fapletów. Czyli jednak wymyślono już wszystko.

Źródło: https://pbs.twimg.com

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

2 komentarze:

  1. Jeszcze nie wymyślono wszystkiego! W końcu ten faplet nie jest w całości zautomatyzowany. Trzeba mimo wszystko ruszyć ręką :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak trochę prawda, a trochę to nie, bo to będzie ulepszanie czegoś, co już wymyślono :P

    OdpowiedzUsuń