Menadżer do spraw beznadziejnych i fretka w dresie

27 września 0 Comments



Dzisiaj w nocy śniło mi się jedzenie, czyli był to sen z gatunku moich ulubionych. No niektórzy lubią sny erotyczne, ale to pewnie dlatego, że nigdy nie śniło im się papardelle z hiszpańskimi oliwkami i Gran Padano, zwanym także apetycznie tartą piętą. No to ja właśnie dziś w nocy byłam w takim raju, gdzie podawali wszystkie te rzeczy z najpyszniejszą na świecie oliwą z oliwek.





I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że przed restauracją spotkałam fretkę. Takie zwierzątko, co głównie hoduje się po to, żeby potem śmiać się, jak ona wchodzi w różne miejsca albo utyka w rolce po papierze kuchennym. Przezabawna sprawa. Chyba, że spotyka się taką fretkę we śnie, przed restauracją i ona ma zęby jak ósmy pasażer Nostromo a do tego jest w bluzie dresowej. Ja wiem, że nic nie powinno mnie dziwić, zwłaszcza po tych oliwkach i papardelle, ale jeśli śni Ci się fretka w dresie to wiedz, że coś się dzieje. 



Po tym śnie poszłam do pracy przygotowana na wszystko, ale wiadomo, że biednemu to zawsze chleb masłem orzechowym na ziemie upadnie, wiatr zmian w oczy, a kłody pod nogi to jak z tartaku się sypią. Dziś oto stanęłam przed problemem totalnym (i jestem przekonana, że fretka maczała w tym swoje łapki). Ale od początku. 

To jest tak, że ja nigdy nie miałam instynktu samozachowawczego i jak Szef zapytał mnie, czy zostanę menadżerem zespołu to się zgodziłam zupełnie nie wiedząc czemu. Nie no w sumie to wiem czemu. Bo oglądałam House of Cards i zrozumiałam z tego serialu, że to jest super fajnie mieć nieograniczoną władzę i wpływy. Poza dwoma duszami do opieki to w pakiecie dostałam sporo obowiązków oraz w ramach rekompensaty wynegocjowałam możliwość wcześniejszego opuszczania miejsca niewoli i wyzysku, ale pod warunkiem, że nie mam więcej pracy do zrobienia. Czyli nigdy. 

Taka jestem właśnie biznesłuman, że sobie potrafię sama załatwić maksimum pracy przy minimum korzyści i jeszcze jestem z tego zadowolona, że deal roku machnęłam. Ale teraz to ja jestem ekspertem od zarządzania zespołem i mogę spokojnie dawać korepetycje. W sumie jest to bardzo proste i przyjemne zajęcie. Po pierwsze jest się chodzącą wikipedią połączoną z kalendarzem i bazą danych. Jak ktoś ma jakieś pytanie, to prawie zawsze jest ono skierowane do mnie. Nie wiesz, gdzie są pliki odrzucone przez klienta pół roku temu? Pytaj mnie. Szukasz papieru wartościowego do tualety? Pytaj mnie. Służę także wiedzą dotyczącą podnośników hydraulicznych, cyngwajsów i chiptuningu. Przytulę, doradzę i zmotywuję. Po drugie podejmuję bardzo ważne decyzje. Na przykład, że dziś jemy pizzę, albo że jeszcze nie trzeba wynosić śmieci, bo i tak bardziej już śmierdło nie będzie. Po trzecie asertywność, czyli jeśli Szef zaczyna od słów, „trzeba”, „chciałbym”, „czy mogłabyś” to należy jak najszybciej powiedzieć „nie” i powiedzieć, że się jest totalnie zajętym organizowaniem pracy i jej wykonywaniem, bo przecież fretki utknięte w rolce od papieru się same nie obejrzą. 


Czasami jednak menadżerowanie nie jest takie proste, zwłaszcza kiedy kolega z biurka obok pisze na komunikatorze, że ma problem. Skoro nie mówi, tylko pisze to znaczy, że to już nabiera mocy urzędowej. W takiej sytuacji najlepiej uciec, ale że wykorzystałam już pakiet wyjść służbowych do grudnia włącznie, to zbieram się na odwagę i odpisuję. Tak, ja już wiem, że to błąd, że już będzie tylko gorzej, bo ta fretka w dresie i w ogóle zero asertywności. Ale cóż począć, kiedy my się już znamy jak łyse konie i wiem, że w biurze to to jest człowiek złoto i robi najlepszą kawę (czyli że w ogóle ją robi), a prywatnie to psychopatyczny morderca. W sumie to długo się z tym krył, ale kiedyś na urodziny podarował mi zeszyt oprawiony w skórę (z prawie całą pewnością ludzką). I wtedy to ja już wiedziałam, bo tylko psychopata może pamiętać o urodzinach ludzi z pracy. 

W każdym razie powodowana chęcią zostania menadżerem roku lub troską o własne życie, zapytuję na czym konkretnie kolega ma problem. I tutaj przestroga. Kto pyta, ten dostaje odpowiedzi. A tym razem odpowiedź brzmi: „Ubrałem za ciasne spodnie”. 


Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: