Piwniczny Kopciuszek

24 października 0 Comments


Kiedy wybierałyśmy z Myszowilkiem mieszkanie, każda z nas miała swoje priorytety. Ja, że ma być na parterze, bo lenistwo to moje drugie imię i nie będę z psami latać w te i z powrotem po schodach, bo jeszcze mi się mięśnie wyrobią. Zaś Myszowilk, że ma mieć piwnicę. Wolę, nie wiedzieć dlaczego. No i tym sposobem poza mieszkaniem posiadamy również mhhoczną i wilgotną, sporej wielkości kanciapę pod ziemią. 

Ponieważ ja się naoglądałam wystarczająco dużo horrorów i filmów o psychopatycznych mordercach, to doskonale wiem, że do piwnicy nie należy schodzić. W szczególności jeśli przypomina katakumby, powstała na początku XX wieku i tylko Myszowilk posiada klucze. Nazwijcie mnie panikarą, leszczem barowym, ale ja tam nie bywam. 

Z jakiegoś powodu Myszowilkowi jest to na rękę, bo może sobie tam trzymać co chce, bez względu na to, czy są to narzędzia ogrodnicze, materiały do budowy czegokolwiek, grzybki halucynogenki, czy żywe (miejmy nadzieję) kobiety. Tak się składa jednak, że Myszowilk nie trzyma tam właściwie nic. Po prostu cieszy się samym posiadaniem piwnicy. A ja tam nie muszę się pojawiać. W sumie od pół roku byłam tam tylko raz, kiedy Myszowilk - podówczas kierownik budowy - stwierdziła, iż idzie po listwę niezbędną do dalszych prac remontowych mieszkania. 

Poszła i nie wracała tak długo, że nie dało się tego uzasadnić ani trudnością odnalezienia i przytachania listwy, ani nawet zagadaniem się z sąsiadami. Więc ja w heroicznym zrywie pobiegłam jej do tej piwnicy szukać, z myślą, że może się psychopatyczny morderca piwniczny przestraszy moich klapiących klapek, albo w najgorszym przypadku razem pożegnamy się z tym światem i potem ktoś napisze o tym książkę i będziemy sławne.  



Mordercy tym razem nie było, za to mistrzyni baranka na suficie, władczyni szlifierki kątowej, pani pędzla i wałka, pierwsza tego imienia ukryta w mroku spokojnie malowała listwę na biało. 

Od tamtej pory, nie zniżam się już do schodzenia do katakumb i ratowania jej życia. Czasami jednak ustalamy, że jakąś rzecz należy przemieścić do podziemi i zazwyczaj wygląda to tak. Najpierw pakujemy wszystko, co może przetrwać w tych lochach bez nadmiernego uszczerbku na zdrowiu, następnie paczka taka nabiera mocy urzędowej, czekając aż Myszowilk zejdzie do swego królestwa. Zazwyczaj proces dojrzewania trwa od siedmiu do trzydziestu dni roboczych. Jak na polskie warunki, to całkiem znośnie. Aktualnie w domu dojrzewały stare szklanki.

Kiedy pewnego wieczoru wróciłam do domu, zastałam Myszowilka jakby lekko skonsternowanego. Spojrzała na mnie poważnie, tak że wiedziałam, że to już nie przelewki i oświadczyła, że zniosła szklanki i że ma niestety złą informację. Po czym oświadczyła, że okradli nam piwnicę. No więc ja najpierw panika, ale potem jednak tam jakiś neuron znalazł drogę do domu i pytam, co właściwie mogli stamtąd ukraść? I Myszowilk mi mówi. 


Więc teraz to ja bardzo serdecznie gratuluję złodziejom łupu w postaci torby z butami. Szkoda, że jednego zgubiliście po drodze. Zapewne był to skok waszego życia i zarazem milowy krok w walce o nagrodę gildii złodziei. Chylę czoła Kopciuszki. 

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: