Normalnie być nie może

27 stycznia 0 Comments


Siedzimy sobie kiedyś z Kierasem i zastanawiamy się, co by tu porobić. Nuda, jak w polskim filmie. No to może sprzedamy auto. Kieras na to, że spoko, że fajny pomysł na wieczór. Ale oczywiście nic nie może być normalnie w tym domu. Oczywiście za ogłoszenie odpowiada mistrzyni sprzedaży bezpośredniej, dyrektor finansowy domu i bogini inwestycji wszelakich, czyli Kieras. 

Siedzi więc przy komputerze i stuka w klawiaturę, co jest muzyką dla moich uszu, bo zawsze jak nie muszę czegoś robić to się czuję, jakbym wygrała los na loterię. Stuka i tworzy dzieło wiekopomne, co nieomylnie poznaję po tym, że lekko wystawia język. A to oznacza, że myśli i to myśli bardzo. 

Ja, jako kierownik działań artystycznych szukam zdjęć, ale okazuje się, że jedyna jakie mamy są z psami. Kieras mówi, że to spoko, że będzie słodko, ale po namyśle dołącza do ogłoszenia istotną informację. „Zanim ktoś zapyta, to ja już odpowiem: - nie, auto nie jest wyposażone w psa w roli kierowcy, - nie, pies, psy nie są w gratisie do samochodu.” I jeszcze, że auto jest pełnoletnie i spokojnie może pić alkohol. Potem publikuje ogłoszenie i już można zacząć przygodę werbalną z potencjalnymi kupcami.

Nie musimy czekać długo, bo w naszym kraju rocznik 1992 jest bardzo chodliwy, a jak ktoś jeszcze przeczyta, że Honda to już w ogóle się telefony urywają. No i zaczynamy przegląd kupujących, których generalnie da się podzielić na następujące kategorie: cwaniak, cwaniak-specjalista, malkontent, fanatyk oraz kupiec właściwy. 

Typ pierwszy - cwaniak się nie certoli, on wie, że kupi auto za taką kwotę i w takiej wersji, jaka mu się podoba. Powiedzmy, że auto jest wystawione za dwa tysiące złotych polskich, więc cwaniak czuje wiatr w swych postrzępionych żaglach na łodzi biznesu i bez żenady proponuje, że ewentualnie może podjechać zobaczyć, ale więcej niż tysiaka to on nie da. Jeśli nie kupi to gratisowo może przyjąć opony. Weźmie dla psów w schronisku, bo bardzo się lubią bawić takimi na felgach z amelinium.

Typ drugi - cwaniak specjalista. Człowiek, który na autach zjadł zęby, swoje i te po babci. Nie pisze wiadomości, dzwoni bo tylko tak można przesłuchać sprzedającego i na odległość zorientować się, czy ten przebieg to aby kręcony nie był. Nie mówi dzień dobry, bo na grzeczności to jeszcze nikt się nie dorobił. Ja w sprawie auta, aktualne? No raczej, że tak. To proszę mi powiedzieć, co tam było robione. To proszę pana - odpowiadam grzecznie mimo wszystko - jest napisane w ogłoszeniu. A co jeszcze? Coś musiało być. A pasek klinowy? A cyncyklator od bulgotnicy? Ogrzewanie przepustu do przyczłapu? A czy śruby od pokrywy silnika są prawo, czy lewoskrętne? I koniecznie proszę mi wysłać zdjęcie silnika. Obowiązkowo! Aha, i więcej niż tysiąc nie dam. Rozłącza się. No to ja już lecę to zdjęcie robić, chociaż na zewnątrz Syberia. Trochę rozmazane wyszło, bo śnieg padał w poprzek. Potem jeszcze muszę skoczyć na ostry dyżur bo mi ręka zamarzła i trzeba było amputować palec. No ale zdjęcie wysłałam „obowiązkowo”. 

Cwaniak-specjalista odpisał, że jutro mogę mu przywieźć pokazać to auto, bo on nie ma samochodu. Tylko tak po dziewiętnastej. I on jednak może dać maksymalnie to pińcet złotych bo są rysy na karoserii. Szok, że ja w takim tragicznym stanie auto sprzedaję, bo jeśli na 25 letnim aucie są rysy, to wiadomo, że zaniedbane totalnie i właściciel to jakiś oszołom. I wszystko byłoby super z tą transakcją, tylko akurat po dziewiętnastej nie mogłam, gdyż zawsze wtedy oglądamy Magdę Gessler. 

Typ trzeci - malkontent. Dokładnie obejrzał zdjęcia i w rozmowie skupia się na tym, co mu się nie podoba. Rdza jest na nadkolach, silnik jakiś brudny, brakuje zdjęcia z lotu ptaka, więc trudno mu stwierdzić, czy to auto na pewno ma dach, z rury wydechowej pewnie śmierdzi, i jeszcze pyta, czy w środku jest psia sierść. Na co ja, że może się tak zdarzyć akurat, że jakiś kłaczek, albo nawet zapasowy pies z sierści się tam zawieruszył. I on już wtedy wzdycha na całego i głos mu się łamie, bo on ma akurat uczulenie na psią sierść.

Typ czwarty - fanatyk. Najpierw prosi o zbliżenia różnych elementów silnika i karoserii oraz zagłówków, manetek i tego czegoś do zmiany biegów. Potem mówi, że też miał taką Hondę tylko niebieską i że chyba się pomyliłam, bo na jego oko to to auto ma 115 koni mechanicznych, a nie 90. I nawet o cenie nie dyskutuje. I jeszcze, się zastanawia, czy tam są podgrzewane fotele, bo na jednym zdjęciu był taki guzik, co on w swoim civicu go nie ma. I odpisujemy, że oczywiście że są o ile sobie termofor na siedzeniu położy i klima też jest jak się okna otworzy. Oczywiście ręcznie. Natomiast jak się dobrze potrenuje to można tak sprawnie korbką kręcić, że inni myślą, że to są elektryczne szyby. Oczywiście myślę tutaj o szybie kierowcy, bo ta od pasażera to się trochę zacina. Podobnie jak zamek w drzwiach, niestety elektryczny. Dla mnie to jest akurat super, bo za każdym razem jak mam wysiąść to mi Kieras drzwi musi otworzyć i ja się czuję totalnie jak księżniczka wtedy. I te zamki elektryczne to dodatkowo są sterowane wybojami, bo jak auto podskakuje to one się raz zamykają, a raz otwierają. I wtedy fanatyk mówi, że on mieszka w Suwałkach i że super miło było pogawędzić o Hondzie. 

Typ piąty - kupiec właściwy. Gatunek rzadki, z jakiegoś powodu chce kupić właśnie nasze auto. Przyjeżdża, jedzie się przejechać, zagląda pod maskę i daję forsę. Kiedy po wcześniejszych doświadczeniach opowiadam o usterkach bulgotnicy, ze spokojem stwierdza, że nie dziwi się, bo to auto ma 25 lat. Sprzedane. 

A potem tylko ta depresja Kierasa, że jej auta już nie ma i że to był bardzo głupi pomysł na spędzanie czas ta sprzedaż. Ech. 


Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: