Logika Kierasa

12 kwietnia 0 Comments


W ramach życiowego hobby kupujemy sobie z Kierasem co jakiś czas samochody. Zazwyczaj są one bardzo śmieszne, bo głównie stoją u mechanika. Tym razem jednak, dzięki uprzejmości banku, który zapłacił za nowe auto po raz pierwszy w życiu mamy pojazd, który jest totalnie mało zabawny. I to jest naprawdę miła odmiana. 

W ramach testów, od razu po odebraniu nowej bryki ruszyłyśmy w trasę. Ponieważ Kieras akurat miał urlop toteż postanowiłyśmy spędzić całą dobę na wywczasie na wsi u prawie przyjaciółki Kierasa - Lucy. Pogoda iście wiosenna, czyli chmury i wiatr przy którym nawet najstarsi rybacy nie wychodzą w morze. Ale co tam, jedziemy na wieś pooddychać świeżym powietrzem, pojeść jajek od kury i innych frykasów. 

Już prawie dojeżdżamy, droga jak marzenie. Dzwoni Lucy i mówi, że jesteśmy spóźnione już dwie godziny i jak tak dalej pójdzie to matka asfalt zwinie i nie dojedziemy. No żart tak stary i czerstwy, że aż boki zrywać. Przynajmniej do czasu, aż skręcamy z głównej drogi i się okazuje, że faktycznie asfaltu nie ma. Tak to teraz gości witają na wsi.

W końcu jednak dojeżdżamy na miejsce i cała wieś w oknach bo samochód przejechał i to nie taki typowo wiejski Porsche Cayenne tylko zwykła Skoda. No to się od razu zbiorowisko zrobiło i powitali nas chlebem i solą i heheszkami. A potem jak już się ze wszystkimi zaznajomiłyśmy to poszłyśmy na spacer do sklepu, gdzie Kieras wykupił cały zapas mleka. 

Ja w tym czasie pilnowałam psów na dworze i od razu się zakumplowałam z takim miłym panem, który popijał mleko przed sklepem. I sobie opowiedzieliśmy historię życia i całkiem być może wyjdę za niego za mąż, bo Lucy powiedziała, że on właśnie odziedziczył dom, czyli że jest dobra partia. I ta myśl była mi bardzo miła dopóki Benek nie wyrwał i barku ze stawu, bo pierwszy raz zobaczył żywą kurę. 

A potem to już mleko się lało strumieniami do czwartej rano. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że my miastowe dziunie to chyba mamy jakąś alergię na laktozę, bo gały czerwone, kręciło nam się w głowie i o poranku byłyśmy wyczerpane, jakby całą noc ktoś nami pole orał. I w tym zmęczeniu przeokrutnym i niemocy, która nas objęła dnia następnego Kieras postanowił iść na misję, czyli zejść ze strychu w celu oddania moczu w dobre ręce. 

Jak tylko opuściła pokój zadzwoniła Lucy z głosem, który wskazywał, że mimo odpowiedniego pochodzenia również ma uczulenie na laktozę i oznajmiła, że możemy schodzić na śniadanie. 

No więc Kieras wraca z łazienki, zmęczona jakby wlazła na Mount Everest bez tlenu i mówi, że słyszała, że widziałam się już z Lucy. Ja rozumiem, że mleko to bardzo mocno działa na neurony, więc patrzę na nią i mówię, że nie, że wcale się z nią nie widziałam. Kieras popada w pełną konsternację, mieli posiadane informacje i ostatecznie po minucie wypluwa jedyny sensowny wynik logicznego myślenia: „To jak to? Rozmawiałyście przez drzwi?”

Psy, kobiety, grafika i psychoanaliza, czyli mieszanka wybuchowa.

0 komentarze: